Pobierz aplikację

Apple Store Google Pay

Lista rozdziałów

  1. Rozdział 151
  2. Rozdział 152
  3. Rozdział 153
  4. Rozdział 154
  5. Rozdział 155
  6. Rozdział 156
  7. Rozdział 157
  8. Rozdział 158
  9. Rozdział 159
  10. Rozdział 160
  11. Rozdział 161
  12. Rozdział 162
  13. Rozdział 163
  14. Rozdział 164
  15. Rozdział 165
  16. Rozdział 166
  17. Rozdział 167
  18. Rozdział 168
  19. Rozdział 169
  20. Rozdział 170
  21. Rozdział 171
  22. Rozdział 172
  23. Rozdział 173
  24. Rozdział 174
  25. Rozdział 175
  26. Rozdział 176
  27. Rozdział 177
  28. Rozdział 178
  29. Rozdział 179
  30. Rozdział 180
  31. Rozdział 181
  32. Rozdział 182
  33. Rozdział 183
  34. Rozdział 184
  35. Rozdział 185
  36. Rozdział 186
  37. Rozdział 187
  38. Rozdział 188
  39. Rozdział 189
  40. Rozdział 190
  41. Rozdział 191
  42. Rozdział 192
  43. Rozdział 193
  44. Rozdział 194
  45. Rozdział 195
  46. Rozdział 196
  47. Rozdział 197
  48. Rozdział 198
  49. Rozdział 199
  50. Rozdział 200

Rozdział 7

Yara otworzyła drzwi i weszła do środka.

Nie przepadała za bliźniakami. Jednak uśmiechnęła się, próbując być dla nich dobrą stroną, mówiąc: „Cześć, moje drogie dzieci. Przyszłam, żeby was zobaczyć”.

Bliźniakom siedzącym na wełnianym dywanie przeszły dreszcze, gdy usłyszeli słowa Yary.

Chociaż Samuel osobiście przyznał, że Yara była ich matką, po prostu jej nie lubili. Właściwie można powiedzieć, że jej nienawidzili.

Franklin przewrócił oczami, a w jego oczach pojawił się błysk bezczelnego uśmiechu.

„ Możesz tu podejść?” – zapytał.

Yara nie miała pojęcia, co Franklin ma do powiedzenia, ale i tak podeszła.

„ Mam ci coś naprawdę ważnego do pokazania” – oświadczył.

Starał się jak mógł, żeby ukryć chytry wyraz twarzy i zamiast tego przybrał najbardziej niewinny wygląd, na jaki go było stać.

Widząc, że Franklin obniżył gardę w jej kierunku, Yara chciała wykorzystać szansę, by się do niego zbliżyć. Delikatnym tonem powiedziała: „Jasne. Daj mi zobaczyć, co to jest”.

Franklin wyciągnął rękę zza pleców, wokół której owinął się mały, śnieżnobiały wąż.

„ To mój pupil, Moony” – wyjaśnił.

Wyglądało to tak, jakby wąż zrozumiał, że Franklin go przedstawia. Jego bursztynowe oczy były utkwione w Yara i zaczął podniecony machać językiem.

Widok ten był dla Yary szokiem życia i natychmiast się wycofała.

„ Zabierz to ode mnie! Spiesz się! Nie podchodź!” krzyknęła.

Franklin pogłaskał Moony'ego kilka razy, po czym celowo podszedł do Yary.

„ Sophia i ja naprawdę lubimy tego węża. Jeśli się go boisz, to odejdź” – stwierdził.

Sophia nie mogła mówić, ale skinęła głową.

Yara wpatrywała się w intrygujące bliźniaczki i była tak sfrustrowana, że mogła wybuchnąć. Naprawdę chciała dać im obu w twarz, ale powstrzymała się, rozważając konsekwencje.

„ Jestem twoją matką! Przekraczacie już tę granicę” – ostrzegła. Następnie w przypływie wściekłości opuściła ich pokój.

Franklin miał wyraz irytacji na twarzy. „Ona jest naprawdę bezużyteczna. Nie mogę uwierzyć, że była tak przestraszona tylko przez Moony'ego. Tata musiał być ślepy, żeby polubić kogoś takiego jak ona”.

Sophia skinęła głową na znak zgody, po raz kolejny myśląc o kobiecie, którą spotkała na lotnisku.

Naprawdę chciała, żeby tą kobietą była jej matka, a nie Yara.

Tymczasem zegar wybił godzinę jedenastą w nocy.

Samuel właśnie wrócił do domu i Gavin poinformował go, że Yara odwiedziła Franklina i Sophię.

„ Jak długo tym razem została?” zapytał Samuel.

„ Trochę dłużej niż zwykle. Około piętnastu minut, myślę,” odpowiedział Gavin.

„ Rozumiem. Możesz już iść.”

Samuel rozpiął koszulę i zdjął ją, odsłaniając idealną linię żuchwy i obojczyk.

Sześć lat temu został odurzony. Właśnie wtedy, gdy czuł, że zaraz spłonie od gorąca nękającego jego ciało, poszedł do Yary po antidotum. Niespodziewanie trafił do Franklina i Sophii.

Wtedy był oczarowany tym młodzieńczym, uwodzicielskim ciałem. Bez względu na to, jak jęczała i błagała, on nadal ją dominował. Jednak przez ostatnie pięć lat nie czuł nic do Yary, mimo że była tą samą osobą.

Myślał o niej tylko jako o matce swoich dzieci.

Samuel nie przejmował się nią teraz, bardziej martwił się o Natalie, która dała mu zimne ramię tego ranka. Kiedy o tym pomyślał, zadzwonił do Billy'ego.

„Jak się czuje Natalie, Billy?” zapytał.

„ Jeszcze nie skończyła pracy. Najwyraźniej bada poćwiartowane zwłoki. Wygląda na to, że ma mnóstwo pracy” – doniósł.

Samuel spojrzał na zegar wiszący na ścianie. Z tajemniczym spojrzeniem w oczach powiedział: „Wyślij jej kolację w moim imieniu”.

Jego słowa wprawiły Billy'ego w osłupienie. „Sir, ona jest niewdzięczną osobą. Dlaczego pan—”

Samuel przerwał mu chłodno: „Od kiedy masz prawo mnie pouczać?”

„ Nie miałem tego na myśli. Przepraszam” – odpowiedział pośpiesznie Billy.

Samuel się rozłączył, a Billy zajął się przygotowywaniem kolacji dla Natalie.

Wstał i stanął przed oknem sięgającym od podłogi do sufitu, aby przyjrzeć się kwitnącym białym różom na dziedzińcu.

Nie obchodziło go, jak trudno było sobie poradzić z Natalie ani jaką cenę musiał zapłacić. Liczyło się dla niego tylko przekonanie jej do pomocy w leczeniu afazji Sophii.

Nie chciał, aby jego ukochana córka spędziła całe życie nie odzywając się. Przynajmniej chciał usłyszeć, jak nazywa go „Tatusiem”.

تم النسخ بنجاح!