Rozdział 141
Dicken podniósł głowę wraz z moim ruchem i w ułamku sekundy jego nogi przykleiły się do moich. Wstrzymałem oddech i spojrzałem mu prosto w oczy. Jego głęboko niebieskie oczy zdawały się płonąć namiętnym ogniem, podczas gdy krwawe naczynia zdobiły białka jego oczu. Używał każdej uncji swojej świadomości, aby oprzeć się swojemu pierwotnemu pragnieniu.
Byłem oszołomiony, ale też ulżony. Chociaż Dicken był w rutynie, nie zachowywał się tak samo jak w pokoju badawczym. Teraz potrafił się kontrolować i rozumiał, co powiedziałem. Dicken spojrzał na trytony pod jaskinią, a następnie podłożył mi poduszkę pod szyję, abym mógł podnieść głowę wyżej. Jego wilgotne, ale ciepłe usta musnęły moje, gdy powiedział: „Wtedy... będziesz... w niebezpieczeństwie”. „Co Dicken ma na myśli? Co chce, abym udowodnił?”
Zastanawiałem się przez chwilę, zanim zrozumiałem, co miał na myśli. Dicken miał na myśli, że chciał udowodnić, że należę do niego, do jego klanu. W przeciwnym razie byłbym zamieszany w ich walkę o zdobycie mnie jako ich partnerki. Chciał uprawiać ze mną miłość i publicznie mnie oznaczyć, aby trytony wiedziały, że należę do niego i nie były pożądane.