Rozdział 227
Dziś w kawie Króla Lwa nie było alkoholu. Poczułbym to.
„No cóż, Ojcze, co u Ciebie w ten piękny poniedziałkowy poranek?” – zapytałem, siadając naprzeciwko niego pod oknem panoramicznym w jego gabinecie. Dzień był rzeczywiście słoneczny i pogodny, powietrze świeże, z zapachem wilgotnej ziemi.
Wziąłem swoją kawę, podaną chwilę wcześniej przez zdenerwowaną pokojówkę, która już dawno zniknęła, dmuchnąłem na zaparowaną powierzchnię i wziąłem łyk.