Rozdział 100
Długo po tym, jak Calhoun wsadził Emilynę do samochodu i pojechał do willi dziadków, nie mogła się nadziwić komplementowi, jaki jej powiedział. Jej policzki nabrały trwałego różowego odcienia i bez względu na to, jak bardzo starała się wyrzucić tę myśl z głowy, nie dawała jej spokoju. Pozostała niczym kamienny odcisk w jej głowie i nieustannie przywoływała motyle w brzuchu w zabójczym tempie.
„Emilyna, jesteśmy tutaj” – wyszeptał Calhoun.
Emilyna otrząsnęła się z oszołomienia i rozejrzała się dookoła. Stali przed największą rezydencją, jaką kiedykolwiek widziała. Nawet filmy nie byłyby w stanie odegrać sceny w takim domu. Jej żyto o mało nie wypadło jej z oczodołów, gdy rozejrzała się dookoła.