Rozdział 1845 Odbudowa obligacji: Rodzina Collinsów...
„Jest zimno – uważaj, żeby nie pobrudzić Belli łzami”. Sean wkroczył i rozdzielił ich. „Co w tym takiego wielkiego, co? Chodzi o to, że przez cały ten czas hodowaliśmy żmiję. Cóż, ta żmija została już załatwiona i jest na wpół martwa. Jeśli czujesz, że jesteś coś winna Belli, po prostu się nią zajmij – wyślij jej czeki, kup jej prezenty, spędź z nią trochę czasu. Po co ten płacz”.
„Ty mały łobuzie...” Bernard udał złość i podniósł rękę, jakby chciał go uderzyć, ale słowa Seana przebiły się przez jego smutek i wywołały u niego niechętny chichot.
„No, no, jesteś za stara na ten pokaz wodociągów. A ty, babciu, zwykle jesteś takim twardzielem, że to do ciebie niepodobne. Kiedyś, gdyby ktoś odważył się wejść komuś w drogę, byłabyś pierwszą osobą, która chwyciłaby kij baseballowy i zapukała do jego drzwi”.