Rozdział 371
Punkt widzenia Sereny
Stół kuchenny to strefa katastrofy. Magazyny ślubne są ułożone wysoko, gotowe przewrócić się przy najmniejszym szturchnięciu. Próbki tkanin są porozrzucane wszędzie jak pastelowe konfetti, a karteczki samoprzylepne są wszędzie, każda krzyczy coś, z czym wciąż muszę się uporać. Mój laptop stoi pośrodku tego wszystkiego, świecąc moją niekończącą się listą rzeczy do zrobienia. Planowanie ślubu to nie przelewki. To ekscytujące, jasne, ale też o wiele bardziej chaotyczne, niż myślałam.
Wpatruję się w arkusz kalkulacyjny na ekranie, próbując to zrozumieć. Smaki ciast? Nadal niezdecydowany. Stroiki? Nie mam pojęcia. I nie zaczynajmy nawet o piosence na pierwszy taniec – Bill i ja zawetowaliśmy tak wiele opcji, że równie dobrze moglibyśmy tańczyć w ciszy. Po drugiej stronie stołu przykładowe menu kusi mnie niemożliwymi wyborami. Makaron z truflami czy smażony łosoś? A może oba?