Rozdział 61
Nastąpił trzask, turbulencja niczym rwący wiatr, a potem ciemność. Po ciemności nadeszło oślepiające światło.
Obudziłam się w szpitalnej sali, a ktoś trzymał mnie za ręce. W sali było duszno. Ręka trzymająca moją była niemile widziana, a światło raniło mi oczy. Oderwałam rękę od tych, którzy mnie trzymali, ale oni trzymali mnie mocniej.
„Jesteś obudzony”. Nigdy nie widziałem Valensa tak ulżonego, jak wtedy. „Och, bogini –” Zatrzymał się i zmienił kierunek rozmowy. „Wezwę lekarza”. Nacisnął przycisk na dziwnie wyglądającym urządzeniu, wciąż mnie trzymając.