Rozdział 37
Łzy spływały mi po policzkach, a moje stłumione szlochy stopniowo przerodziły się w przenikliwe zawodzenia pełne cierpienia. Nie obchodziło mnie, co Ashton czuł w tym momencie.
W końcu przestał, zmiękczając ton, by mnie uspokoić. Jednak im bardziej mnie pocieszał, tym głośniej płakałam.
W końcu przestał mówić i po prostu trzymał mnie w ramionach, gdyż ani delikatne namowy, ani ostre groźby na mnie nie działały.