Rozdział 348
Punkt widzenia Billa
Gdy poranne światło wlewa się przez okna, siadam na podłodze z Collinem, który klęczy, podskakując z tą nieskończoną energią, którą najwyraźniej odkrył w ciągu nocy. Jego pulchne palce sięgają, by chwycić mały stos drewnianych klocków, które ostrożnie balansuję, i jednym radosnym pociągnięciem zrzuca je wszystkie w dół, śmiejąc się, jakby to była najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek widział.
„Jeszcze raz, kolego?” mówię, uśmiechając się, gdy odbudowuję wieżę. Jego małe rączki już sięgają, by ją przewrócić, zanim skończę w połowie.