Rozdział 410
Punkt widzenia Steviego
Aparat dobrze leży w dłoniach. Znajomy. Stabilny. Daje mi coś, na czym mogę się skupić, poza ciężarem setek osądzających spojrzeń i ogłuszającym szumem starych rozmów o pieniądzach wirujących wokół mnie.
Przez wizjer gala w Lancaster jest olśniewająca. Pozłacane żyrandole mienią się, jakby próbowały przyćmić diamenty spływające z każdego gościa. Świece, kompozycje kwiatowe, polerowane marmurowe podłogi – wszystko jest tak idealne, że wygląda niemal sztucznie.