Rozdział 7 Wyglądali dokładnie tak samo
Madeline nie mogła pojąć, co się wydarzyło ostatniej nocy.
Kiedy rano otworzyła oczy, nie mogła poruszyć ani jednym mięśniem, a całe jej ciało bolało.
Wspomnienia ostatniej nocy przemknęły jej przez myśl i zarumieniła się. Pan Glyn był wczoraj zupełnie innym człowiekiem!
Do jej uszu dotarł słaby dźwięk ćwierkania, jakby gdzieś w pokoju ukrywał się ptak.
Kiedy ćwierkanie stało się coraz głośniejsze i wyraźniejsze, zaczęła się zastanawiać, czy aby na pewno jakiś ptak nie wleciał przypadkiem do pokoju z zewnątrz.
„Czy to ty jesteś tą kobietą, którą mój ojciec przyprowadził wczoraj wieczorem?”
Dźwięk głosu dziecka przywrócił ją do rzeczywistości i w końcu otworzyła oczy.
„Co? Benny?”
Madeline spojrzała na jasnoskórego chłopca z przymrużonymi oczami i wzięła go w ramiona. Namawiała go cichym głosem: „Moje maleństwo, proszę nie przeszkadzaj swojej mamusi. Pozwól mi pospać jeszcze trochę”.
Usta małego chłopca były szeroko otwarte ze zdziwienia, gdy znalazł się zamknięty w jej uścisku, zanim zdążył zareagować. Zajęło mu kilka sekund, zanim doszedł do siebie, zanim spróbował wyrwać się z jej ramion.
„Puść mnie! Zabierz swoje ręce ode mnie!”
Zirytowana marudzeniem małego chłopca, Madeline westchnęła głęboko i powiedziała: „Benny, co ci jest? Jesteś głodny?”
Twarz małego chłopca zrobiła się czerwona i wyskoczył z jej ramion, żeby na nią spojrzeć.
„Kim jest Benny? O czym ty mówisz? Czy ja cię znam? Gdybyś nie była pierwszą kobietą, którą mój ojciec przyprowadził do tego domu, poprosiłbym lokaja, żeby cię odprowadził od razu!”
Oczy Madeline rozszerzyły się ze zdumienia.
Skupiła wzrok na małym chłopcu, który wskazywał na nią palcem.
Coś było nie tak.
On nie był Bennym.
Chociaż podobieństwo było uderzające, Benny nie założyłby garnituru!
Oprócz...
Rozejrzawszy się z przerażeniem po pokoju, Madeline spuściła wzrok na łóżko i wtedy zdała sobie sprawę...
Nie była w swoim mieszkaniu.
Ten ekstrawagancki i przestronny pokój, jak również wygodne, duże łóżko, na którym siedziała, nie należały do jej małego, dwupokojowego mieszkania.
„Na co patrzysz? Mówię do ciebie!”
Mały chłopiec zmarszczył brwi z niezadowolenia i zrobił krok do przodu, by zwrócić jej uwagę. Podniósł jedną nogę i nadepnął na jedwabne prześcieradło swoim małym błyszczącym skórzanym bucikiem.
Madeline trzymała go w ramionach, a jej serce biło mocno w całkowitym niedowierzaniu.
Jeśli jej przypuszczenia były trafne, ten chłopiec był jej dzieckiem, które zostało jej zabrane pięć lat temu!
Ale... Dlaczego on tu był?
„Jak się nazywasz? Mieszkasz tutaj?” Madeline złagodziła swój głos, gdy do niego przemówiła.
Przecież nie chciała przestraszyć chłopca.
Kiedy Madeline przemówiła do niego uprzejmie, chłopiec poczuł się tak nieśmiało, że jego policzki pokryły się rumieńcem. Odwracając głowę, a następnie przechylając ją w zarozumiały sposób, powiedział: „Najpierw zadałem ci pytanie! Nie powiedziałeś mi, kim jesteś”.
Madeline spojrzała na chłopca ze zdziwieniem. Najwyraźniej nie spodziewała się, że ktoś w jego wieku będzie tak bystry.
Chociaż zarówno on, jak i Benny zostali przez nią urodzeni, chłopiec w porównaniu z nią wydawał się być bardziej bystry.
Rozbawiona Madeline uśmiechnęła się i powiedziała: „Jestem Madeline Powell, przyjaciółką twojego ojca”.
Chłopiec zmarszczył brwi i zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów, jakby nie był przekonany jej odpowiedzią.
Stając twarzą w twarz z dzieckiem, Madeline szybko podciągnęła cienką kołdrę, aby zakryć ślady na ramionach.
To nie było odpowiednie dla oczu dziecka.
Nie trzeba dodawać, że czuła się zawstydzona.
„Twoja kolej, mały. Jak masz na imię?” Madeline spojrzała na niego z uśmiechem. Nagle poczuła się dobrze.
Chłopiec wydął usta, jakby nie podobał mu się sposób, w jaki Madeline się do niego zwróciła.
„Nie nazywam się, mały, nazywam się Benson Glyn. Obawiam się, że nie masz prawa nazywać mnie małym!”
„Benson...” Madeline zamyśliła się, gdy usłyszała jego imię. Przypadkowo, imię brzmiało znajomo!
Jednakże...
Nagle w umyśle Madeline pojawił się obraz pewnej osoby.
Gdyby nazwisko chłopca brzmiało Glyn, oznaczałoby to, że...
„Czy Julius jest twoim ojcem?” Twarz Madeline zastygła w niedowierzającym wyrazie.
Jasne oczy Bensona zabłysły, gdy skinął głową.
„Tak, moim ojcem jest Juliusz, a to jest mój dom!”
O mój Boże!
W jednej chwili umysł Madeline stał się pusty.
Jeśli tak było, to Julius musiał być jej tajemniczym pracodawcą pięć lat temu.
Benson i Benny byli ich dziećmi.
O nie!
To było niewiarygodne!
Pięć lat później Madeline znów spotkała Juliusa!
Madeline nie mogła pogodzić się z prawdą!
„Co się z tobą dzieje?”
Benson patrzył na nią zdezorientowany, machając jej małą rączką przed twarzą.
„Kochanie! Moje kochanie!” Nagle Madeline przytuliła Bensona i dała mu wielkiego całusa. Potem mruczała: „Bardzo mi przykro”.
W końcu tęskniła za swoim drugim synem przez pięć lat.
Mimo że w końcu go odnalazła, nie mogła go zabrać ze sobą, ani też nie mogła z nim zostać ze względu na swoją tożsamość.
Poza tym podpisała umowę, w której stwierdziła, że odejdzie z pieniędzmi po urodzeniu dziecka. W związku z tym zrzekła się swoich praw jako jego matka.
Co gorsza, gdyby Julius dowiedziała się o Bennym, mogłaby nawet stracić nad nim opiekę!
„Co ty robisz? Puść mnie!”
Benson zmarszczył brwi ze złością, wycierając twarz rękawem po tym, jak Madeline go pocałowała. Następnie spojrzał na Madeline z obrzydzeniem i powiedział: „Czy ty nie wiesz, jak szanować granice innych ludzi? Jako szanująca się kobieta powinnaś trzymać się z daleka od obcego mężczyzny, takiego jak ja. Czy nikt ci nie powiedział, że nie wypada tak po prostu nazywać kogoś swoim dzieckiem?”
Madeline powoli rozluźniła uścisk, a w jej oczach pojawiły się łzy.
W tej chwili nie mogła nic zrobić, ale wiedziała, co powinna zrobić dalej!
„Przepraszam, Benson. Wyjaśnię ci wszystko później. Proszę, zaczekaj na mnie. Obiecuję, że wrócę, żeby cię zabrać”.
Delikatnie pogłaskała jego delikatną twarz, a następnie niechętnie cofnęła rękę. Zebrała ubranie i pobiegła do łazienki, aby wziąć prysznic. Niedługo potem szybko wyszła, zostawiając Bensona ze zdziwioną miną.