Rozdział 166
Ciało Dickena i moje drżało razem, ale jego pocałunek był nadal twardy i agresywny, jakby chciał usunąć wszystkie moje pomieszane myśli i mnie uspokoić. Ale wyglądało to też na jego ostatni akt pobłażliwości, kiedy mógł potwierdzić swoje uczucia do mnie po raz ostatni.
Moje usta szybko spuchły i zaczęły boleć od jego nieustannego ataku. Więc nie mogłam się powstrzymać, żeby nie odchylić się do tyłu i odsunąć od jego ust. Pogłaskałam jego ostrą, rysującą się twarz, zanim wyjąkałam ciąg chaotycznych słów. „Dicken... nie zrozum mnie źle... naprawdę chcę cię stąd wydostać... To moja wina, że stałeś się taki. Gdyby nie ja...”
Mój wzrok powędrował na wypaloną ranę na jego piersi i poczułam się jeszcze bardziej złamana. Następnie przykucnęłam, oparłam czoło o jego pierś i wzięłam głęboki oddech. Po tym zdałam sobie sprawę, że powinnam zrobić dla niego to, co on robił dla mnie niezliczoną ilość razy, a mianowicie opatrzyć jego ranę.