Rozdział 7
Diana
Ostrzeżenie: Ten rozdział zawiera sceny SA, przemocy i krwi. Przeczytaj na własną odpowiedzialność.
Ostry ból eksploduje w mojej głowie, gdy Beta Marcus chwyta mnie za włosy i ciągnie mnie za sobą na podłogę.
Walczę zaciekle. „Puść mnie, ty draniu!” – krzyczę i udaje mi się go kopnąć, zanim się od niego oderwę.
„Of!” – wykrzykuje przesadnie, gdy moja stopa zderza się z jego twardą klatką piersiową – z narastającą rozpaczą uświadamiam sobie, że moja słaba siła nie może mu w ogóle zaszkodzić. „Wygląda na to, że mamy wojownika w rękach! Jaki zadziorny! Ale mi się to podoba!” – chichocze.
Chwyta mnie za kostkę i ciągnie w swoją stronę. Moje szarpnięcia i ataki nie mają sensu w starciu z jego miażdżącą siłą.
Odwraca mnie na plecy i chwyta moje wymachujące ramiona jedną ręką, po czym przyciska je do podłoża nad moją głową.
Podnoszę kolano, żeby kopnąć go między nogi, ale on szybko ustawia się między moimi nogami, odcinając mi szansę na to.
Krzycząc histerycznie, miotam się całym ciałem, wymachując tułowiem w próbie zrzucenia go – krzyczę, żeby się odczepił, żeby mnie puścił, ale wydaje mi się, że im bardziej się szarpię, tym bardziej chorą rozrywkę znajduje w tej sytuacji.
Wolną ręką gwałtownie unosi kurkę mojej koszuli do szyi, odsłaniając moją klatkę piersiową. Dyszy lubieżnie i chwyta moją pierś przez stanik, ściskając ją brutalnie.
Jęczę z bólu: „Nie! Nie, proszę! Proszę, przestań! Rani mnie!” – szlocham, próbując odsunąć się od niego. Z całych sił próbuję pozbyć się jego obrzydliwego dotyku, który wlewa mi żółć do gardła.
„Niech mi ktoś pomoże!” krzyczę rozpaczliwie, gdy on dotyka drugą pierś. Rzucam głową w narastającym przerażeniu, a gdy moje oczy zerkają za niego na drzwi, zderzają się z brązowymi oczami – szeroko otwartymi z szoku, przez małą szparę w lekko uchylonych drzwiach.
Wygląda na to, że kiedy wcześniej zamknął drzwi, coś się o nie zaczepiło i nie zauważył, że drzwi nie zamknęły się do końca.
Widząc to, nadzieja rozkwita w moim sercu. Nadal mogę zostać uratowany! Ktoś nadal może mnie uratować przed tym koszmarem!
„Proszę! Proszę, pomóż mi!” krzyczę jeszcze głośniej, tym razem mój głos nabrał przenikliwego tonu w mojej desperacji.
„Proszę!” błagam osobę stojącą sparaliżowaną za drzwiami, wpatrując się w znajome oczy.
Mój głośny krzyk najwyraźniej drażni mojego napastnika, ponieważ warczy, po czym uderza mnie w twarz, a uderzenie rozbrzmiewa głośnym klapsem.
„Próbujesz przebić mi błonę bębenkową?!”
Moja głowa gwałtownie odchyla się na bok, a mój wzrok staje się niewyraźny, w uchu słychać głośny dźwięk. Moja warga również pęka od siły uderzenia. Jednak potrząsam głową, zmuszając moją świadomość do pokonania zawrotów głowy wywołanych uderzeniem, ból nie ma znaczenia, dopóki jestem w stanie uciec. Uparcie trzymam wzrok w tych brązowych oczach za drzwiami — oczach uderzająco podobnych do moich.
„Proszę” – moje oczy wwiercają się w jego, ociekające desperacją.
To mój brat. Mój brat bliźniak. I bez względu na naszą przeszłość, nigdy nie miałem wątpliwości, że gdybym znalazł się w naprawdę trudnej sytuacji, on by mi pomógł. W końcu jest moją rodziną. Moją własną krwią.
Moimi oczami błagam go, żeby się pospieszył. Łzy strachu spływają mi po policzkach i we włosy, zamieniając się w łzy ulgi. Nie mam wątpliwości w sercu, że mnie uratuje. I nawet gdy Beta Mason rozpina mi dżinsy, ulga płynie w moich żyłach. Jestem uratowana.
W tym momencie spodziewam się, że wparuje do pokoju i wyrzuci ode mnie Betę Masona... ale zamiast tego dzieje się coś niepojętego.
Apollo odwraca się na piętach i odchodzi. Co?
NIE...
Szok mnie oszołomił - moje wcześniej miotająca się i walcząca skóra zastygła w stanie skamieniałości.
NIE...
On by nie...
On NIE ZROBIŁBY TEGO!!