„Ethan, ślub zaraz się zacznie, nie możesz po prostu wyjść!”
Ubrana w nieskazitelnie białą suknię Emily Brooks wczepiła się w ramię Ethana Wellsa. Jej palce drżały, a w głosie słychać było panikę.
Dzisiaj miał być ich dzień.
Jednak tuż przed rozpoczęciem ceremonii Ethan przeczytał wiadomość tekstową, zwrócił się do tłumu i oznajmił, że ślub został odwołany.
Jego brwi były ściągnięte, a głos napięty z nalegania. „Ruszaj się. Sophia jest ranna. Jest sama w szpitalu i musi być przerażona. Muszę tam być dla niej”.
Twarz Emily straciła kolor.
Sophia Saunders była dziecięcą miłością Ethana.
Emily zaczęła spotykać się z Ethanem pięć lat temu. I przez pięć lat, kiedykolwiek wychodziła z nim, jeśli Sophia go potrzebowała, Ethan zostawiał Emily.
Zawsze podkreślał, że Sophia była dla niego jak siostra i prosił Emily, żeby zrozumiała.
I tak robiła raz po raz.
Ale to był ich dzień ślubu.
A co jeśli Sophia go potrzebowała? Czy to oznaczało, że Emily musiała zostać porzucona przez mężczyznę, który miał zostać jej mężem?
Jej głos zadrżał, gdy Emily wyszeptała: „Nie, nie możesz iść. Ślub nie może się odbyć bez ciebie. Bez względu na wszystko, musisz zostać dzisiaj. Proszę, Ethan... Błagam cię”.
Ale jego cierpliwość się skończyła. „Dość! Przestań być samolubny i nierozsądny. Zawsze możemy przełożyć ślub. Ale teraz Sophia jest zraniona. Jeśli nie pójdę, czy poradzisz sobie z konsekwencjami? Ruszaj się!”
Zanim zdążyła powiedzieć cokolwiek, przepchnął się obok niej.
Emily zatoczyła się, jej obcasy ześlizgnęły się z wypolerowanej podłogi, gdy na nią uderzyła. Z miejsca, w którym siedziała, oszołomiona i bez tchu, mogła tylko patrzeć, jak Ethan znika za drzwiami – bez jednego spojrzenia za siebie.
W następnej sekundzie zadzwonił jej telefon.
Nie zastanawiając się, odebrała, ale po drugiej stronie słuchawki rozległ się zadowolony, triumfujący głos kobiety.
„Emily, dziś jest twój wielki dzień z Ethanem, prawda? Podoba ci się ten mały prezent, który ci wysłałam?”
Całe ciało Emily zesztywniało, gdy dotarło do niej, co czuje. Przez zaciśnięte zęby wykrztusiła: „Sophia... Zrobiłaś to celowo. Odciągnęłaś Ethana, prawda?”
„Tak. I co z tym zrobisz? Chciałam ci tylko przypomnieć, że w sercu Ethana zawsze będę na pierwszym miejscu”. Ton Sophii ociekał arogancją, każde słowo było przesiąknięte kpiną. „Założę się, że spędziłaś miesiące na planowaniu tego, co? Jaka szkoda... Cała ta praca, wszystkie te marzenia poszły na marne. Szczerze mówiąc, prawie mi cię szkoda”.
Emily spojrzała na nieskazitelnie białą tkaninę swojej sukni i po raz pierwszy zobaczyła, czym naprawdę były ostatnie pięć lat – żartem.
Od kiedy była sierotą, rozpaczliwie pragnęła rodziny, miłości, którą mogłaby nazwać swoją.
Ale Ethan... nigdy nie zamierzał jej tego dać.
Czas przestać błagać o coś, co nigdy nie będzie jej udziałem.
Z jej ust wyrwał się ostry, zimny śmiech. „Nie wybiegaj myślami w przyszłość, Sophia. Ślub wciąż trwa”.
Ton Sophii natychmiast się pogorszył. „Czy ty oszalałaś? Ethan jest panem młodym. Nawet go tam nie ma. Jak dokładnie planujesz zorganizować ślub bez niego?”
Usta Emily wygięły się w powolnym, szyderczym uśmiechu.
Kto powiedział, że jej narzeczonym musi być Ethan?
Jeśli on mógł tak łatwo odejść, to ona znajdzie kogoś innego – kogoś, kto naprawdę zasługuje na to, by stanąć u jej boku.
Jej głos stał się ostry, niewzruszony. „Zrób mi przysługę, Sophia – przekaż wiadomość Ethanowi. Powiedz mu, że już go nie chcę. Nie jest wart ani sekundy mojego czasu. A skoro tak bardzo pragniesz go mieć, to proszę bardzo. Bezkręgosłupowy mężczyzna i bezwstydna kobieta – co za idealne połączenie. Powodzenia”.
Głos Sophii zaostrzył się ze złości. „Emily, ostrzegam cię. Nie kuś losu-”
Ale zanim zdążyła dokończyć, Emily zakończyła rozmowę.
Ślub miał się zacząć za trzydzieści minut. Musiała szybko znaleźć zastępcę pana młodego.
Podnosząc rąbek sukienki, wybiegła na zewnątrz. Ku jej zaskoczeniu, wejście roiło się od mężczyzn w czarnych garniturach. Ich imponująca obecność wysyłała jasny komunikat, gdy przeczesywali każdy kąt, szukając czegoś lub kogoś.
Wśród nich siedział na wózku inwalidzkim mężczyzna w garniturze pana młodego, jego postawa była sztywna i władcza. Choć nieruchomy, emanował lodowatym, niemal nietykalnym powietrzem.
Jego głos był władczy, gdy zwracał się do ochroniarza przed sobą. „Ceremonia zaraz się zacznie. Znalazłeś już Haven?”
Ochroniarz zawahał się, jego wyraz twarzy był napięty. „Panie Riley, przeszukaliśmy cały obwód, ale nie ma śladu po pani Walton. Wygląda na to, że już uciekła...”
„Uciekł?” Głos mężczyzny był głęboki i równy, ale jego spojrzenie stało się ostre jak brzytwa, zimne i nieprzejednane, jak drapieżnik oceniający swoją ofiarę. „Jeśli ten ślub nie odbędzie się na czas, wiesz, co to oznacza”.
Emily zrozumiała każde słowo i w jednej chwili zrozumiała – ten mężczyzna został porzucony przed ołtarzem, tak jak ona.
Bez wahania chwyciła sukienkę i ruszyła w jego stronę.
Ochroniarze zareagowali natychmiast, stając przed nią z surowymi, ostrożnymi minami.
Mężczyzna na wózku inwalidzkim skierował na nią swoją uwagę. Sama jego obecność wywierała presję niczym burza na horyzoncie.
Ale Emily nie drgnęła. Jej głos był pewny, gdy spojrzała mu prosto w oczy. „Panie, słyszałem, że twoja narzeczona uciekła. Jeśli tak, pozwól mi zająć jej miejsce. Będę twoją narzeczoną”.