Rozdział 7 Czy mogę korzystać z kuchni
Emily właśnie skończyła rozpinać koszulę Liama i miała właśnie sięgnąć po jego pasek, gdy jego wyraz twarzy nagle stwardniał.
Jego uścisk na jej nadgarstku zacisnął się błyskawicznie, a jego głos był ostry i niewzruszony. „To wystarczy. Wynoś się”.
Gdyby posunęła się dalej, nie był pewien, czy zdołałby się opanować.
Emily mrugnęła, wytrącona z równowagi nagłą zmianą. „Co?”
Liam nie zawracał sobie głowy wyjaśnieniami. Zamiast tego zawołał, jego ton był ostry: „Przygotuj dla niej pokój obok”.
„Tak, panie Riley.”
Bez słowa popchnął Emily w stronę drzwi i zamknął je za nią z hukiem. Jej walizka, wciąż nietknięta, leżała porzucona na korytarzu.
Echo trzaśnięcia drzwiami odbiło się echem po korytarzu, wprawiając Emily w całkowite osłupienie.
„Co mu jest?” Odwróciła się do lokaja, w jej głosie słychać było konsternację. „Dlaczego on po prostu tak wybuchnął?”
Głos lokaja pozostał spokojny, niemal wyćwiczony. „Pani Riley, pan Riley zawsze był nieprzewidywalny. Teraz, kiedy tu mieszkasz, najlepiej się do tego przyzwyczaić. W końcu on...'
Jego słowa umilkły, ale Emily nie potrzebowała, żeby dokończył. Elementy układanki już się układały.
Liam, mimo młodego wieku, był przykuty do wózka inwalidzkiego, odrzucony przez własną rodzinę. Nic dziwnego, że nosił w sobie tyle frustracji.
Nic dziwnego, że ciągle ją naciskał, co o nim myśli. Prawdopodobnie spędził lata tonąc we własnych niepewnościach.
Uświadomienie sobie tego faktu uderzyło ją mocno, a współczucie mocno zagościło w jej piersi. Musiał ją zupełnie źle zrozumieć. Musiała wyjaśnić sobie wszystko, zanim przekonał się, że uważa go za mniej męskiego.
W swoim pokoju Liam siedział na wózku inwalidzkim, zaciskając szczękę i próbując uspokoić oddech. Ale bez względu na to, jak bardzo się starał, nie mógł się uspokoić.
Frustracja aż go zalała, gdy wstał, wszedł do łazienki i odkręcił kran na cały regulator.
Lodowata woda rozbiła się o niego, gasząc szalejący w środku ogień. Minęło dużo czasu, zanim w końcu odzyskał kontrolę.
Gdy wyszedł, przeczesał ręcznikiem wilgotne włosy, wciąż czując irytację.
Co do cholery zrobiła mu Emily? Nie mógł tego pojąć. Jak jeden jej dotyk mógł sprawić, że stracił kontrolę?
Następnego ranka Emily odświeżyła się i właśnie skończyła się ubierać, gdy ktoś cicho zapukał do jej drzwi.
Otworzyła drzwi i zobaczyła stojącego na zewnątrz lokaja.
„Pani Riley, śniadanie jest gotowe. Jeśli skończyła się pani szykować, może pani zejść na dół i zjeść” – powiedział z szacunkiem.
Emily skinęła głową. „W porządku, dziękuję.”
Gdy zamknęła drzwi, jej myśli powróciły do wydarzeń z poprzedniej nocy. Musiała wyjaśnić sprawę z Liamem. Śniadanie będzie idealnym momentem na przeprosiny.
Kiedy jednak dotarła do jadalni, zastała stół nakryty wystawnym nakryciem – i ani śladu Liama.
Zawahała się, gapiąc się na nietknięte talerze.
„Pani Riley, czy coś się stało? Czy dania nie odpowiadają pani gustowi?” – zapytał kamerdyner ciepłym głosem.
Emily szybko pokręciła głową. „Nie, to nie to. Jedzenie wygląda niesamowicie”.
Po krótkiej pauzie wzięła oddech i zapytała: „Czy Liam pomija śniadanie?”
Kamerdyner westchnął, w jego głosie można było wyczuć bezradność. „Od wczorajszego wieczoru pracuje w gabinecie. Nikt z nas nie ośmielił się go zakłócić”.
Po chwili wahania dodał, a w jego głosie słychać było niepokój: „Ma przewlekłą chorobę żołądka. Ale jeśli odmówi jedzenia, niewiele możemy zrobić, żeby go przekonać...”.
Emily mrugnęła, a gdy podniosła wzrok, zobaczyła, że lokaj przygląda się jej z pełnym nadziei uśmiechem.
Ponieważ służba domowa nie mogła przekonać Liama, może ona mogła. Jako jego żona, ich związek miał być równy.
Troska o jego zdrowie ją dręczyła. Śniadanie było ważne — nadawało ton całemu dniu.
„Pójdę z nim porozmawiać” – mruknęła.
Twarz lokaja rozjaśniła się z ulgą. „To wspaniale. Gdy tylko zda sobie sprawę, jak bardzo ci zależy, jestem pewien, że to doceni”.
Emily zawahała się, jej brwi się złączyły. Czy on jednak?
Po jego nagłej zmianie zachowania wczoraj wieczorem, nie była do końca przekonana. Czy kamerdyner powiedział to tylko z grzeczności?
Mimo wszystko musiała przeprosić, a to była idealna okazja. Może przygotowanie czegoś do jedzenia dla Liama pomoże złagodzić napięcie.
„Czy mogę skorzystać z kuchni?” zapytała, wskazując głową w jej stronę.
Kamerdyner zamrugał ze zdziwienia, po czym szybko skinął głową. „Oczywiście. Jesteś panią domu. Daj nam znać, jeśli będziesz czegoś potrzebować”.
Emily obdarzyła ją ciepłym uśmiechem. „Dziękuję. Chciałabym sama coś zrobić dla Liama. Zajmę się tym”.
Tymczasem w gabinecie Liam był w trakcie spotkania.
Choć siedział na wózku inwalidzkim, jego postawa była tak samo ostra i władcza jak zawsze, trzymając wszystkich w napięciu.
Jego długie palce lekko uderzały w biurko, a rytmiczne uderzenia przytłaczały pokój niczym ciężar.
„Panie Riley, ta ziemia na obrzeżach miasta została ciężko zdobyta. Jej wartość wzrosła już do miliarda dolarów. Jeśli oddasz ją panu Wade’owi tak po prostu, poniesiesz ogromną stratę...”
Głos jego podwładnego był ostrożny, gdy ostrożnie oceniał wyraz twarzy Liama.
Liam przestał stukać. Jego ton pozostał spokojny, ale niezachwiany. „Zakład to zakład. Dotrzymuję zobowiązań”.
Zgodził się na zakład z Lucasem – i przegrał. Proste. To był tylko kawałek ziemi. Oddanie go nie miało znaczenia.
Oczy jego podwładnego rozszerzyły się z niedowierzania. Liam był bezwzględny w biznesie. A jednak faktycznie założył się?
I zgubiony?