Rozdział 150 Księga 4: Dwadzieścia pięć
Michael podszedł do windy i nacisnął przycisk parteru. Gdy drzwi się zamknęły, oparł się o ścianę i zamknął oczy, trzymając ręce w kieszeniach spodni. Stopniowo zapadał się w sobie, a tego nie chciał, więc starał się jak mógł, nie myśleć ani nie okazywać emocji. Winda zadzwoniła, a on lekko podskoczył, czekając, aż drzwi się otworzą. Kiedy to zrobił, wyszedł i uśmiechnął się do pielęgniarki. Westchnął i cicho wyszedł ze szpitala. Niebo było ciemne, ale dzięki ulicznym latarniom mógł zobaczyć, jak jasno jest wszędzie, szkoda, że nie było tak jasno i naprawdę chciał, żeby zrobiło się ciemno i nastrojowo, jak on się czuje.
Na ulicy nie było zbyt wielu ludzi i tak mu się to podobało, zrobił krok i powoli przechadzał się ulicą. Był jak pusty statek idący ulicą. Jego umysł był głęboko zajęty wspomnieniami o żonie. Od pierwszego dnia, kiedy ją poznał, gdy miał trzynaście lat, był nią zauroczony, nawet jeśli wtedy nie był tego świadomy.
Myślał o dniu, w którym zauważył, że ją kocha, jak bardzo był przestraszony, zdenerwowany i szczęśliwy, gdy czuł się w tym samym czasie. Chciał jej to powiedzieć, ale jednocześnie się bał, więc postanowił ją uwieść kwiatami, jak w serialu telewizyjnym, który jego matka uwielbiała wtedy oglądać. A kiedy w końcu zdecydował się być mężczyzną, powiedzieć jej, co czuje, siedział całą noc, robiąc ręcznie kopertę i pisząc dla niej list. Poszedł do szkoły z radością, ale wrócił złamany, ponieważ bał się podejść do niej i dać jej list, więc dał go swojemu najlepszemu przyjacielowi, aby przekazał go jej w jego imieniu, ale zamiast tego zabrał ją od niego.