Rozdział 251
Punkt widzenia ARI
Julien stoi jak sparaliżowany, oszołomiony nagłą zmianą zachowania Eleny. Jej wcześniejsza fasada wyrafinowania i wdzięku rozpada się, odsłaniając surową, niefiltrowaną wersję jej samej. Gala sztuki, niegdyś wypełniona pomrukami podziwu i kulturalną rozmową, zapada w napiętą ciszę. Ci, którzy są w pobliżu, łapią oddech, ich szok jest wyczuwalny w naładowanym powietrzu. Słowa Eleny wiszą ciężko, stanowiąc ostry kontrast z wyrafinowaną scenerią.
Nie powstrzymuję się. Frustracja, która we mnie narasta, zaczyna wrzeć. Udawanie, sama bezczelność tego wszystkiego rozpalają ogień. Zwracam się bezpośrednio do Eleny, mój głos jest spokojny, ale przepełniony oburzeniem. Podważam sens jej obecności na tym prestiżowym wydarzeniu, podkreślając absurdalność kupowania dzieł sztuki bez odrobiny szczerego zainteresowania lub zrozumienia. Moje słowa przebijają się przez udawanie, obnażając ją taką, jaka naprawdę jest — kimś, kto uważa sztukę za bezwartościową, ale próbuje zaimponować swojemu otoczeniu pozorem wyrafinowania.