Rozdział 6
Punkt widzenia ARI
Daniel wręcza kwiaty jednej ze służących, prosząc ją, aby włożyła je do wazonu lub czegoś innego. Odchrząkuje, próbując i żałośnie nie potrafiąc ukryć zażenowania przed matką, siostrą i służącymi.
„Kwiaty nie były dla ciebie” – mówi twardym głosem, gapiąc się na mnie przez krótką chwilę. Ledwo cokolwiek czuję, kiedy to mówi, ponieważ szczerze mówiąc, już mnie to nie obchodzi, chcę po prostu wydostać się z tego domu i nigdy nie wracać. Nie obchodzi mnie nawet reszta moich rzeczy, których jeszcze nie spakowałam, chcę już odwrócić się plecami do tego okropnego życia. Słyszę, jak Evalyn chichocze.
Wygląda na to, że Daniel chce mi coś powiedzieć, ale po chwili postanawia się powstrzymać i zwraca się do swojej matki.
"Mamo, proszę oddaj jej tę bransoletkę."
Ona prycha i uparcie kręci głową. „Nie pozwolę jej z tym odejść”.
Daniel mruczy, co jest oznaką, że powoli traci cierpliwość: „Nigdy nie widziałem tej bransoletki, mamo, należy do Alexis. Proszę, oddaj ją”.
Matka Daniela nie robi tego od razu, ale w chwili, gdy to robi, robi to z irytacją i rzuca we mnie bransoletką. Łapię ją w dłonie, podczas gdy ona wraca, by usiąść w tej samej pozycji, co wcześniej, gdy po raz pierwszy weszłam do salonu.
Padam na kolana z powodu bałaganu, jaki pokojówki zrobiły z moich ubrań, a potem zaczynam je układać na nowo, spiesząc się, żebym mogła szybko stąd wyjść i powstrzymać powtarzające się ukłucie upokorzenia. Daniel stojący tam i patrzący, jak sprzątam bałagan po jego matce, bez choćby przeprosin od żadnego z nich, tylko potęguje rosnący poziom upokorzenia.
Gdy już skończyłam, stanęłam i stanęłam twarzą w twarz z Danielem, ubrałam się w te same ubrania, które miał na sobie wcześniej na cmentarzu i przypomniałam sobie wszystkie powody, dla których podejmuję najlepszą decyzję w swoim życiu.
„Jak już mówiłem, między nami koniec. Papiery rozwodowe i mój list rezygnacyjny wkrótce dotrą do ciebie”. Mówię, ignorując sposób, w jaki wykrzywiła się jego twarz. „Żegnaj, Danielu”.
Odwracam się, zanim jeszcze usłyszę jego odpowiedź. Nie chcę patrzeć na Daniela, już nie. Odchodzę od niego, idę prosto do drzwi i przekręcam klamkę, mam nadzieję, że po raz ostatni.
Ledwo zrobiłam krok za drzwi, gdy silna ręka Daniela chwyta mnie za ramię i odwraca, żebym na niego spojrzała. Pracowałam z nim przez siedem lat, z czego cztery byłam tylko jego sekretarką, i to wystarczyło, żebym wiedziała, jakim człowiekiem jest Daniel Miller. Zazwyczaj jest opanowany, a jego pusty wyraz twarzy pokazuje, jak bardzo panuje nad sytuacją.
W tej chwili Daniel nie jest ani opanowany, ani nie panuje nad sobą. Wydaje się, że stracił nad tym kontrolę, a znaczenie tych słów nie ma już dla niego znaczenia, gdy trzyma moje ramię w mocnym uścisku. Walczę, by uwolnić się z jego uścisku.
„Puść mnie” – warknęłam na niego, ale Daniel tylko zmrużył oczy, patrząc na mnie, a jego gniew płonął w jego niebieskich oczach.
„Nie możesz po prostu odejść, Alexis.” Warczy.
„Nie możesz mi mówić, co mam robić, Danielu. Przynajmniej już nie. Puść mnie!”
„Czy to w ogóle ma dla ciebie jakiś sens!” krzyczy mi w twarz, puszczając moją rękę, żeby przeczesać włosy. „Nie możesz po prostu rzucać mi takich rzeczy”.
„To nie jest wiosna, jeśli oboje mieliśmy to od momentu, w którym złożyliśmy przysięgę, którą ty już złamałeś. Oboje wiemy, że to małżeństwo nigdy nie powinno się było wydarzyć, więc przestań pieprzyć i pozwól mi odejść” – mówię, niemal wściekając się, zanim odwrócę się w kolejnej próbie odejścia.
„A co z dziadkiem? Podejmujesz tak wielki krok, nie rozmawiając ze staruszkiem, który to wszystko zorganizował. Z mężczyzną, który był dla ciebie po prostu dobry”.
Odwracam się z powrotem do Daniela, nienawidząc jego próby wywołania u mnie poczucia winy. Moje myśli na chwilę kierują się do jego dziadka i próbuję wyobrazić sobie reakcję staruszka na moje złożenie pozwu o rozwód, skoro tak wiele o mnie myśli. Jednak nie waham się. Odmawiam, aby te myśli stanęły między mną a moją wolnością. Odmawiam stawiania życzeń innych ponad moje własne szczęście.
„Porozmawiam z dziadkiem. Uwierz mi, nie masz się o co martwić”. Mówię i podejmuję kolejną próbę odejścia, ale Daniel oczywiście się nie poddaje i znów zaczyna mówić.
„Nie podpiszę tego, Alexis, nie podpiszę tych cholernych papierów!”
„Co do cholery jest z tobą nie tak?” krzyczę z frustracji, „
Dlaczego po prostu mnie nie puścisz?
Spojrzał na mnie, jego oczy płonęły uparcie: „Nie podpiszę papierów i nie przyjmę twojej rezygnacji. Firma ma zasady, których musisz przestrzegać i nie możesz po prostu zdecydować się na rezygnację bez uprzedzenia, zwłaszcza gdy w biurze jest dużo pracy, za którą ci płacę!”
Prychnęłam, nie mogąc uwierzyć w jego tupet. Nie mogąc przezwyciężyć jego egoistycznego myślenia i absolutnego braku wyrzutów sumienia z powodu rzeczy, które zrobił.
„Masz Samanthę, prawda?” – rzucam do niego, a on marszczy brwi.
„Co to w ogóle znaczy?”
„Wszyscy uwielbiają Samanthę. Jest mądra, piękna i może wykonać twoją pracę za ciebie, a, no i nie zapomnij o fakcie, że jest również w ciąży z twoim dzieckiem! Czy to nie jest idealne?”
Matka Daniela wyskakuje, zaskoczenie widać w jej rysach. Najwyraźniej dopiero dowiaduje się o swoim przyszłym wnuku.
„Danielu, czy to co ona mówi jest prawdą? Masz dziecko w drodze?”
Evalyn zapytała podekscytowana.
Wyraz twarzy Daniela nie zdradza niczego, a on nawet nie szczędzi spojrzenia matce ani siostrze. Nadal patrzy prosto na mnie.
„Alexis, to, co wydarzyło się między Samanthą i mną, nie było celowe, to po prostu...”
„Nie ośmiel się jej usprawiedliwiać! Kogo obchodzi, co ona myśli? Samantha jest tą, na którą zawsze zasługiwałeś. Jedyną kobietą, która naprawdę zasługuje na to, żeby być moją synową”. Matka Daniela wtrąciła się, upewniając się, że rzuci mi paskudne spojrzenie, które mnie już nawet nie zaskakuje.
Wzruszam ramionami do Daniela, pokazując mu, że miałam rację. Wszyscy chcą Samanthy, łącznie z nim, a on nawet nie potrafi się zmusić, żeby temu zaprzeczyć. Nadal ignoruje swoją matkę.
„Alexis, to był wypadek” – mówi ponownie, a ja kiwam głową, jakbym zgadzała się z jego słowami.
„Trzy lata temu nie myślałeś tak samo. Nie myślałeś, że przypadkowo się ze mną przespałeś, ale wierzyłeś, że posunąłem się tak daleko, że cię odurzyłem, żebyś się z nim przespał. Co się zmieniło, Danielu? Bo teraz widzę tylko krwawego hipokrytę i tchórza, który woli obwiniać innych za swoje błędy”.
Kiedy tym razem odwracam się do niego plecami, nie przestaję iść. Nie odwracam się.
„Alexis! Alexis, wracaj tu, póki jestem miły. Alexis, przysięgam na Boga, jeśli wyjdziesz przez te drzwi, nie przyjmę cię z powrotem, nawet jeśli będziesz klęczał. Potrzebujesz mnie, Alexis. Nie przetrwasz beze mnie!”
Daniel krzyczy za mną, ale nie przestaję iść, ponieważ jego aroganckie słowa tylko podsycają moje pragnienie, by jak najszybciej się od niego oddalić. Blokuję resztę jego słów, otwierając drzwi i witając swój spokój i wolność.
Nigdy już nie wrócę do tej smutnej rzeczywistości.