Rozdział 1178
Latarnie uliczne były słabe, a pieszych było niewielu. Nocne niebo było usiane gwiazdami, a w tle rozciągał się bezkresny horyzont.
Wysoki mężczyzna stał w świetle, jego cień ciągnął się w nieskończoność dzięki światłu padającemu z jego pleców, emanując subtelną samotnością.
Sophia podeszła do balkonu i spojrzała w dół z telefonem w dłoni. „Co cię w ogóle obchodzi, że mnie szukasz?”