Rozdział 4 Wszyscy troje
Punkt widzenia Mii
Zgasiłem papierosa na śmietniku, gdy otworzyły się drzwi.
Lucas marszczy brwi, stojąc przy drzwiach, pół korytarza ode mnie. Nienawidzi, że palę. Patrzyłby na mnie gniewnie, łajał mnie albo tak – stałby daleko z obrzydzeniem na twarzy.
To obrzydliwy nawyk, ale kobieta potrzebuje CZEGOŚ, co pozwoli jej uwolnić ból w piersi, inaczej pęknie. Ale z drugiej strony, gdyby jego delikatna Sophia mogła sobie pozwolić na taki nawyk, on na pewno by do niej dołączył.
„No i co?” Wkłada jedną rękę do kieszeni, patrząc na mnie gniewnie, gdy w końcu podchodzi. Robi tak, gdy jest niecierpliwy. Jak w przypadku, gdy jest ze mną cały czas.
Patrzę na jego twarz, przystojną i dominującą, taką jak w dniu, w którym znalazł mnie w lesie. Ale w tamtym czasie te oczy były czyste jak kryształ, z iskrami jak Droga Mleczna. Teraz to czysta ciemność nienawiści.
Pstryka palcami, żeby zwrócić moją uwagę.
„Przepraszam...” Rzucam okiem na ziemię, wyciągając papiery rozwodowe. Wyciąga rękę, a ja w panice unikam.
Natychmiast w jego pięknych oczach pojawia się obrzydzenie, krzyczące do mnie:
[Wiedziałem, że to nie będzie takie proste.]
„Po prostu... mam jedno pytanie przed tym” – udaję, że nie widzę jego bolesnego spojrzenia, nie spuszczając wzroku z jego piersi – „... Proszę”.
Czy to coś zmieni, jeśli będę w ciąży? Chcę zapytać, nie wiem jak.
Biorąc głęboki oddech, spojrzałam w górę, tylko po to, by zobaczyć, jak przewraca oczami ze wzdychaniem: „Nie mam czasu na twoje gierki, Bliźnie”.
Wiem, że straciłem szansę na zadanie pytania.
Podnoszę pilnik tylko o cal, a on wyrywa go ze mnie, zostawiając cięcie u nasady kciuka. Zaciskam pięść, czując ból. To naprawdę nic w porównaniu z tymi, które zostawił na moim sercu.
On nawet tego nie zauważa, po prostu odwraca się, żeby odejść.
„Słyszałam cię” – wykrzyknęłam, a moje serce waliło jak szalone – „ty... ty mówiłeś, że jesteś żonaty”.
Patrzę, jak powoli się odwraca, wiedząc, że muszę wyglądać jak żałosny pies błagający, żeby go zabrać do domu. Ale muszę zapytać.
Nie wiem, czy w tym momencie, co bardziej by bolało. Strzęp nadziei... czy nawet nie. Ja po prostu... proszę dla dobra dziecka.
Okłamując sam siebie, czekam.
W tym niespodziewanym wykrzyknieniu zadał moje pytanie: „Nie chciałem dawać jej fałszywej nadziei”.
Nie odrzucał jej. Po prostu stawiał jej uczucia na pierwszym miejscu, jak zawsze. Bez względu na to, jak bardzo jej pragnie, nie pozwoliłby jej znieść nawet odrobiny bólu, nawet jeśli byłby to ból nadziei.
Gorycz eksploduje w moich ustach, tworząc brzydki uśmiech, zakładam. Ponieważ jego zmarszczenie brwi pogłębia się, gdy widzi moją twarz.
„Czy...” pytam, ale on znów się odwraca. Zatrzymuje się, znów, tym razem jeszcze bardziej zrzędliwy.
„Czy możesz skończyć te bzdury na raz?!”
Czy tęskniłbyś za mną, choć trochę, gdybym zniknęła z twojego życia... na zawsze? Patrzę na mężczyznę, którego kochałam przez dziesięć lat, a łzy wypływają szybciej niż moje słowa.
„Czy wyślesz dokumenty do Aurory, kiedy już skończysz?” Prawie ugryzłam się w język, próbując zmienić pytanie na normalne.
„Dlaczego nie możesz sam tego zdobyć?” Lucas odpowiada, dodając: „Twoje rzeczy...”
„Wyniosę je dziś z twojego domu” – kiwam głową. Już to zrobiłam. Tak naprawdę nie mam wiele. iPada, paszportu i kilku ubrań. Wszystkie rzeczy, które mi kupił, noszą ślady Sophii i ich nie chcę.
Ledwo wypełniłam moją małą walizkę, czego nie zauważył, kiedy wychodził dziś z domu. Wątpię, żeby zauważył, że czegoś brakuje dziś wieczorem.
„Jaki masz plan na później?” Lucas rzadko pyta.
„Naprawdę chcesz wiedzieć?” Nie mogę się powstrzymać, żeby nie zapytać. Jeśli tak, to może... może moglibyśmy dzielić się dzieckiem w naszym oddzielnym życiu?
„Dlaczego tak trudno jest z tobą rozmawiać?” Lucas odchodzi, zanim jego słowa dotrą do celu.
Ponieważ nigdy nie zależało ci na tym, żeby ze mną rozmawiać. Patrzę, jak znika na jej oddziale, w końcu pozwalając łzom płynąć tak, jak chcą.
Przykro mi, Lucas. Ale nie mogę ci powiedzieć o dziecku. To tylko utrudniłoby życie nam wszystkim trzem .
[Aurora, gotowe.] Piszę SMS-a. Trzy słowa i muszę dwa razy przetrzeć oczy, żeby zobaczyć.
Odpisała mi natychmiast: [Twój transport jest na dole, Wasza Wysokość.]
W zasadzie rzucam się do jej samochodu, a świat wiruje wokół mnie. Naprawdę cieszę się, że nie muszę siedzieć na ulicy i pozwalać każdemu przechodniowi oglądać show.
Aurora wciska gaz i zabiera nas kilometry od szpitala, zanim zjeżdża na pobocze i wychodzi na tylne siedzenie. Nic nie mówi i po prostu pozwala mi wypłakać sobie płuca na jej ramieniu.
Dziesięć lat. Dziesięć lat tej słodko-gorzkiej miłości. Zmarł, dziś. Po prostu... takie żałosne zakończenie. Mogłem przynajmniej odejść z godnością.
„Nie sądziłam, że ci się uda” W drodze na lotnisko Aurora kilka razy mnie obserwuje, zanim mruczy pół żartem, pół serio: „Nie byłam zbyt zaskoczona, kiedy powiedziałeś mi, żebym odwołała, nie tak bardzo, jak później, kiedy wróciłeś do planu. Co się stało tym razem?” „Cóż... jestem w ciąży”.