Rozdział 7 Myślałem, że odszedł
Patrząc na szczelnie zamkniętą metalową bramę, Elizabeth Liang poczuła się odrętwiała.
Dom ten odziedziczyła po rodzicach, ale ona sama stała się dla nich kimś zupełnie obcym.
Jak mogła stracić, w ciągu jednej nocy: dziewictwo, troskliwych ludzi, których zawsze uważała za rodzinę, dom, firmę, na której założenie tak ciężko pracowali jej rodzice, a także chłopaka, o którym myślała, że będzie jej ostatnią miłością...
A teraz miała przy sobie tylko jedną walizkę.
Zobacz, spakowali już wszystko, co do niej należało.
Powiedziała im, że zamierza odzyskać Liang Mansion i Liang Company. Ale z czym?
„Haha…” Nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
Spójrz na nią teraz. Czy nie powinna być warta śmiechu?
******
James Lu czekał, aż światło zmieni się na zielone. Obrócił głowę na sekundę i dostrzegł coś utkniętego między szczeliną w siedzeniu pasażera.
Wyjął ją i zobaczył, że to karta biblioteczna z A University. Wygląda na to, że zgubiła ją przypadkiem, kiedy wypłacała pieniądze.
W polu imienia widniało imię „Elizabeth Liang”.
Patrząc na dziewczynę na zdjęciu z delikatnym i niewinnym uśmiechem na twarzy, James uniósł brwi .
Czy powinien zwrócić tę kartę biblioteczną?
Po chwili zastanowienia James skręcił w lewo i zawrócił.
James dotarł przed bramy rezydencji Liang i pewnie zaparkował samochód, ale nawet nie wiedział, po co wrócił, żeby oddać kartę biblioteczną.
Lekko zirytowany sięgnął po papierosa i miał go zapalić, gdy dostrzegł postać kucającą przy bramie rezydencji Liang. Nie obchodziło go to zbytnio, ale nagle zdał sobie sprawę, że ubranie tej osoby wyglądało znajomo. Ponownie spojrzał w górę.
To naprawdę była ona!
Zamknął zapalniczkę, otworzył drzwi, wysiadł z samochodu i ruszył prosto w kierunku postaci.
Im bardziej się do niej zbliżał, tym bardziej było widać, że płacze, a całe jej ciało drży.
Dopiero gdy do niej podszedł, zdał sobie sprawę, że ona się śmieje.
Zmarszczył brwi i spojrzał na walizkę obok niej. Ona...
„Pani Liang?”
Elizabeth, która wciąż się śmiała, zatrzymała się i powoli podniosła głowę. Kiedy zobaczyła osobę za sobą, była całkowicie oszołomiona.
Dlaczego on tu był? Czy nie wyszedł?
James spojrzał na jej małą twarz, patrząc w górę i nie mógł powstrzymać się od zmarszczenia brwi. Jej czoło wciąż krwawiło, a jej prawy policzek wydawał się być uderzony. Był mocno opuchnięty, z odciskiem dłoni na nim.
„Czy wszystko w porządku?” Zapytał, chociaż wydawało się oczywiste, że nie.
Elizabeth wstała i długo się na niego patrzyła. Potem rzuciła mu się w ramiona i mocno go przytuliła.
James nie lubił mieć zbyt wiele kontaktu fizycznego z kobietami, których nie znał. Chciał ją odepchnąć, ale kobieta w jego ramionach szepnęła cicho:
„Przepraszam. Po prostu nie mogę znaleźć ramienia, na którym mógłbym się oprzeć”.
Było to proste zdanie, ale wywołało u Jamesa silny wstrząs.
Jak bezbronna i bezradna musiałaby się okazać, mówiąc to nieznajomemu, którego się obawiała?
Powoli opuścił podniesioną rękę.
Po prostu traktuj to jako rekompensatę za nieprzyjęcie Czeku.
Elizabe rozpaczliwie potrzebowała czyjegoś uścisku. W chwili, gdy James Lu zapytał ją, czy wszystko w porządku, przestało ją obchodzić, kim on jest. Dopóki pozwalał jej się na sobie oprzeć, choćby na chwilę, mogła poczuć się trochę lepiej. Mogła poczuć, że nie straciła wszystkiego w jednej chwili.
Przytuliła się do niego i w końcu nie wytrzymała i zaczęła głośno płakać.
James był dość zdezorientowany, ale widząc jak żałośnie płacze, postanowił to po prostu znieść.
Po dłuższej chwili James w końcu poczuł, że drżenie ustało, więc podniósł rękę, by odepchnąć Elizabeth.
Ale Elizabeth nadal ciasno owinęła mu ubranie i odezwała się nosowym głosem: „Jeszcze chwilkę, proszę?”
Ręka Jamesa zatrzymała się, ale on nadal ją odciągnął. „Rana na twoim czole wymaga leczenia. Zabiorę cię do szpitala, okej?”