Rozdział 47
Punkt widzenia Gabriela
Z boku, w polu odciętym od reszty tłumu, oglądałem walkę Cole’a i innego wilkołaka. Było coś satysfakcjonującego w tym, jak Cole pozbywa się swojej charyzmatycznej strony, tej, która czyniła go przyjaznym i przystępnym, i przyjmuje postać potwora.
Cole przyjął tyle samo ciosów, ile zadał, ale mój przyszły Beta był bardziej niż zdolny do radzenia sobie w walce. Za każdym razem, gdy jego przeciwnik zadał cios, krwawiąc z jakiejś części ciała Cole'a, wydawał śmiech graniczący z szaleństwem. Każdy przeciwnik, z którym się zmierzył, wzdrygał się na dźwięk tego śmiechu, pozostając bladym, aż do momentu, gdy Cole położył go płasko na plecach, nieprzytomnego i zakrwawionego.