Rozdział 51
Punkt widzenia Gabriela
„Ty, Gabrielu Ashfordzie, jesteś mi winien bardzo dużą kawę” – usłyszałem w myślach głos Cole’a, wyczerpany i ochrypły z powodu braku snu.
Zignorowałem go, przeskakując powalone drzewo i lądując wszystkimi czterema stopami na ziemi. Nie zatrzymując się, biegłem dalej, moja wola mieszała się z Magnusem, gdy przedzieraliśmy się przez gęste kępy krzaków i przez trawę nasiąkniętą rosą, która zwilżała nasze futro. Wokół każdego pnia drzewa i kawałka liści unosiła się lekka mgła. Sprawiła, że powietrze smakowało świeżo, a las i gleba nie były jeszcze ogrzane przez ciepło słońca.