Pobierz aplikację

Apple Store Google Pay

Lista rozdziałów

  1. Rozdział 1
  2. Rozdział 2
  3. Rozdział 3
  4. Rozdział 4
  5. Rozdział 5
  6. Rozdział 6
  7. Rozdział 7
  8. Rozdział 8
  9. Rozdział 9
  10. Rozdział 10
  11. Rozdział 11
  12. Rozdział 12
  13. Rozdział 13
  14. Rozdział 14
  15. Rozdział 15
  16. Rozdział 16
  17. Rozdział 17
  18. Rozdział 18
  19. Rozdział 19
  20. Rozdział 20
  21. Rozdział 21
  22. Rozdział 22
  23. Rozdział 23
  24. Rozdział 24
  25. Rozdział 25
  26. Rozdział 26
  27. Rozdział 27
  28. Rozdział 28
  29. Rozdział 29
  30. Rozdział 30

Rozdział 2

Alexandera próbowała stłumić przerażenie, które ją ogarnęło, gdy siedziała na tylnym siedzeniu taksówki, ale wiedziała, że ponosi sromotną porażkę. Kierowca taksówki był jakimś nadprzyrodzonym stworzeniem, więc prawdopodobnie mógł wyczuć wszystko. Wiedziała to nie dlatego, że nagle rozwinęła jakieś wyostrzone zmysły w ciągu nocy, ale dlatego, że tylko oni mogli przewozić nowych uczniów z lotniska.

Phoenix Academy znajdowała się w jakimś supertajnym miejscu, do którego ludziom nie wolno było wchodzić. Prawie prychnęła na to. Jeśli to prawda, nigdy nie powinni byli nalegać na jej obecność. Powinna móc pójść do zwykłego college'u, jak każdy inny dziewiętnastoletni człowiek, który przetrwa tortury liceum. Ale nie, musiała uczęszczać do tego miejsca z wszelkiego rodzaju nadprzyrodzonymi gatunkami, które mogłyby ją zabić bez chwili zastanowienia, gdyby nie fakt, że było to zabronione.

Na całym świecie było kilka filii tej akademii, które mogły pomieścić ich wszystkich, a ona nadal nie wiedziała, do której z nich przyjechała. Prywatny samolot odebrał ją i kilka innych osób z małego lotniska w Arizonie, a następnie zrobili kilka postojów po drodze, aby zatankować i zabrać więcej uczniów. Podróżowała cały dzień i była zmęczona do szpiku kości. Niewiedza, gdzie jest, pogarszała całą sytuację.

Wydawało się, że jechali godzinami, ale za każdym razem, gdy patrzyła na zegarek w telefonie, zegarek ledwo się poruszał. Przejechali przez góry, a potem taksówka wjechała do ciemnego lasu, który ponownie przywołał jej koszmary. Ledwo cokolwiek widziała przez okno, mimo że wciąż było jasno, a nawet z bezpiecznej pozycji w taksówce czuła, że nie chciałaby znaleźć się w miejscu, w którym byłaby sama. W powietrzu unosiło się tak ciężkie uczucie, jakby ciemność mogła ją pochłonąć w chwili, gdy się odsłoni.

Odwróciła wzrok i spojrzała w oczy kierowcy w lusterku. Miał zmarszczone brwi, jakby nie pochwalał jej emocji — albo jej w ogóle. Prawdopodobnie to drugie, jak wszyscy inni. Nie mogła nic zrobić z opinią innych na jej temat. Była tym, kim była, i żadne płakanie ani nadzieja tego nie zmienią.

Ponownie spojrzała na telefon i napisała krótkie wiadomości do rodziny, na wypadek gdyby mieli być ostatnimi. Jej tata już ją ostrzegł, że bez względu na to, na którym kampusie się znajdzie, nie będzie żadnych zewnętrznych sieci, a z telefonów szkolnych będzie mogła dzwonić tylko w weekendy. To było pozbawienie wolności, bez wątpienia. Nie mogła pojąć, jak ktokolwiek mógł czuć, że ma prawo robić coś takiego dorosłym.

Ale z drugiej strony, była w ich świecie przez trzynaście lat. Nic z tego już jej nie zaskoczyło.

Prawie się popłakała, gdy przeczytała wiadomość od ojca. „Zapamiętaj swoje imię. Stań prosto”.

Wyprostowała ramiona i powtórzyła to, czego ją uczył od momentu, gdy zdali sobie sprawę, że nie jest jedną z nich. Była Alexandrą Morgan, córką Alfy Raymonda Morgana i nie dawała sobie w kaszę dmuchać. Gdyby to tylko było prawdą.

Jej ramiona znów opadły, gdy jej umysł próbował przywrócić ją do tortur, jakie przeżyła, żyjąc wśród wilków. Nawet Alfa i jego czterej synowie nie zdołali uchronić jej przed tym.

Sygnał jej telefonu zniknął; jedyne połączenie z jej bezpieczną przystanią zniknęło. Mrugnęła, powstrzymując łzy, gdy wyłączyła telefon i schowała go do torebki.

Jako Alfa ich małej watahy, nikt nigdy nie odważył się zapytać jej ojca o decyzję o jej przyjęciu. Ale to nie powstrzymało znęcania się, gdy jego lub jej braci nie było w pobliżu. Szkoła zawsze była dla niej najgorszym czasem, ale przynajmniej zawsze wracała do domu pod koniec dnia i znajdowała pocieszenie w swojej rodzinie. Teraz była tutaj zupełnie sama.

Mogła tylko mieć nadzieję, że jako studenci college'u wszyscy byli zbyt dojrzali, aby robić to, co zwykli robić jej w jej odizolowanym stadzie. Istoty nadprzyrodzone z całego świata uczęszczały do tej szkoły; musiała mieć nadzieję, że nie byli to wszyscy ignoranci, tacy jak ci, których zostawiła w Nowym Meksyku.

Wyszli z lasu i znów znaleźli się w słońcu, a ona poczuła się, jakby weszła do innego świata. Nawet majestatyczne piękno rozległego lasu, który przez większość życia nazywała domem, nie mogło się z tym równać. Trawa wydawała się tu bardziej zielona, a wysokie drzewa stały idealnie po obu stronach drogi, a ich gałęzie tworzyły łuk. Nawet atmosfera wydawała się inna. Jeśli czuła się nieswojo w lesie, to tutaj było jeszcze gorzej. Czuła się jak mała owieczka zapędzona do legowiska drapieżników.

Próbowała zrzucić to na karb nerwów, które wynikały z opuszczenia terytorium stada po raz pierwszy w życiu, ale nie mogła zbyt długo okłamywać samej siebie. Czuła niebezpieczeństwo wszędzie, a oni jeszcze nawet nie przybyli.

W oddali majaczyły wysokie, imponujące bramy, a na słupach po obu stronach siedziały gigantyczne ptaki, które, jak przypuszczała, były feniksami. Jej niepokój znów sięgnął zenitu. Gdy tylko taksówka odjedzie, nie będzie już możliwości opuszczenia tego miejsca. Będzie tu tkwić przez miesiące, zanim pozwolą rodzicom i opiekunom odwiedzić ją w Dniu Rodziców. Chciałaby móc zawrócić, ale zignorowanie rozkazu Rady przyniosłoby ojcu największy wstyd. To było coś, czego nigdy nie chciała zrobić.

Bramy się rozsunęły, a jej szczęka opadła, gdy zobaczyła rozległy teren. Było tam tak dużo miejsca, że zastanawiała się, czy kiedykolwiek będzie musiała przejść z jednego końca na drugi, aby wziąć lekcje. Gdyby tak było, nigdy by tam nie dotarła, nie z jej ludzką szybkością. Budynki zbliżyły się i zauważyła, że wszystkie miały cztery piętra i wyglądały jak eleganckie rezydencje, z podjazdami, na których zaparkowane były drogie samochody z przodu.

Nigdy w życiu nie była głodna. Ona, jej tata i bracia nie byli obrzydliwie bogaci; czuli się komfortowo. Ale z typami samochodów, które tu widziała, zdała sobie sprawę, że to zupełnie inna gra. Taksówka w końcu zwolniła, okrążając ogromną fontannę, a następnie zatrzymała się przy wejściu do dużego, imponującego budynku. Wyglądał, jakby został zbudowany w innym czasie, z kamiennymi ścianami i iglicami, jakby był to oryginalny budynek, który służył wielu pokoleniom istot nadprzyrodzonych, które tędy przechodziły. Jego bogata historia była czymś, co zafascynowałoby Aleksandrę każdego innego dnia, ale dziś miała zbyt wiele węzłów w żołądku. Otrzymała konkretne instrukcje, aby najpierw zatrzymać się w recepcji, więc założyła, że to był główny budynek, w którym się znajdował.

„Jesteśmy tutaj, proszę pani.”

Zdziwiła się, gdy usłyszała głos kierowcy i zdała sobie sprawę, że ona po prostu siedziała i gapiła się jak idiotka.

„Przepraszam. Dziękuję” – mruknęła, chwytając torebkę, gdy wychodziła.

Wszędzie byli uczniowie w tym samym mundurku, który ona nosiła: czarne plisowane spódnice dla pań i czarne spodnie dla panów, białe koszule, a wszyscy mieli bordowe marynarki. Zauważyła jednak, że inni mieli różnokolorowe lamówki wokół dolnych rękawów marynarek.

Bagażnik zatrzasnął się za nią, a ona znów się przestraszyła, dopóki nie uświadomiła sobie, że kierowca właśnie wyjął jej torby ze swojego bagażnika.

A jej cichy westchnienie zdawało się przyciągać uwagę wszystkich. Gdyby nie wiedziała o tym świecie, wiedziałaby, że wszyscy są nie z tego świata, patrząc na nich. To byli cholernie przystojni ludzie. A co najważniejsze, wszyscy byli idealnie wymalowani. Mogliby zejść z pasa startowego. Nie wyglądali, jakby spędzili godziny w samolocie i próbowali odświeżyć się w ciasnej łazience.

Odgarnęła włosy za ucho i poczuła się skrępowana, gdy podniosła rączkę bagażu i ruszyła w stronę wejścia. Miała matowe rude włosy, zwyczajne niebieskie oczy, piegi i skórę, która łatwo się paliła na słońcu. Nie było w niej nic błyszczącego, błyszczącego ani wyretuszowanego — po prostu zwyczajna. Czuła to w liceum, ale nawet ci ludzie nie dorównywali nikomu tutaj.

Gdy przechodziła obok nich, zobaczyła, że kilka z nich węszyło powietrze. Zachowała spokój serca, jak nauczyła się robić przez lata, ale to był moment, kiedy dowiedzą się, kim ona jest. I dowiedzą się, że nie należy do tego miejsca.

„Czy ona jest człowiekiem?” – zapytał ktoś.

Zignorowała resztę szeptów, gdy w końcu weszła do środka.

Tam było gorzej. Więcej osób stało z torbami i wyglądało na to, że musi odstać w kolejce, aby uzyskać dalsze instrukcje. Pozostali wyglądali, jakby już się znali, sądząc po tym, jak rozmawiali w grupach. Ich rozmowy były ożywione, ale wszyscy przestali mówić w chwili, gdy zatrzymała się w jednej z kolejek. Trzymała wzrok spuszczony, wiedząc, że będzie mogła lepiej kontrolować swoje emocje, jeśli nie nawiąże kontaktu wzrokowego z nikim. Nawet nie próbowała rozejrzeć się po wnętrzu budynku, który fascynował ją z zewnątrz.

„Jesteś w złej kolejce. Darczyńcy nie przechodzą przez ten budynek”.

Spojrzała na chłopaka, który to powiedział i powstrzymała się od sarkastycznego komentarza. To nie było miejsce, by pozwolić, by jej usta wpędziły ją w kłopoty. Chłopak musiał być w jej wieku, skoro stał w tej kolejce. Podobnie jak reszta, jego jedwabiste blond włosy i niebieskie oczy mogłyby uczynić z niego gwiazdę filmową.

„Nie jestem donatorem. Ale dziękuję” – odpowiedziała z napiętym uśmiechem.

„Czekaj. Naprawdę jesteś tu zapisany?” powiedział mężczyzna z niedowierzaniem. „Czy ktoś cię oszukał?”

„Jak?” zapytała, marszcząc brwi.

Zaproszenia zawsze były dostarczane do zamierzonej osoby za pomocą magii; tylko ona mogła odczytać szczegóły. Instrukcje były bardzo jasne.

„Przepraszam. Po prostu myślałem, że nie mogą tu zapisywać ludzi” – powiedział chłopiec, po czym odwrócił się.

Ona też. Trzymała kciuki i palce u nóg, żeby powiedzieli jej, że to było wielkie nieporozumienie i odesłali ją do domu. To nie było miejsce dla niej.

تم النسخ بنجاح!