Rozdział 168
Wypolerowany kamień błyszczał w świetle księżyca, uśmiechnięta twarz Lili uchwycona na kolorowej fotografii osadzonej w granicie. Wyglądała tak szczęśliwie, tak żywo – zupełnie nie przypominała bladego, zbryzganego krwią dziecka, które widziałam na nagraniach z monitoringu.
„Lila” – wyszeptałam, śledząc jej imię drżącymi palcami. „Bardzo mi przykro”.
Słowa wydawały się żałośnie niewystarczające. Jakie przeprosiny mogłyby zrekompensować lata zaniedbań? Za przegapienie jej ostatnich chwil?